poniedziałek, 25 kwietnia 2016

„Morze Spokoju” Katja Millay - recenzja


„Bo jego niebo znajdowało się tam, gdzie ona”


autorka: Katja Millay
rok wydania:2014
wydawnictwo: Jaguar
liczba stron: 456


Nastya i Josh mają za sobą trudną przeszłość. Każdemu imię chłopaka kojarzy się ze śmiercią, a dziewczyna marzy, aby ten, który zabrał jej prawie wszystko, zapłacił za to. Te dwie młode osoby spotykają się pewnego dnia , a ich życie przewraca się do góry nogami. Nastya staje się dla Josha zagadką, a on z czasem zaczyna wątpić, czy chce poznać jej tajemnice.
           






            Zostałam zmuszona do przeczytania tej książki. Obietnica ciążyła nade mną. Przeczytałam. Słowo dotrzymane
              Mimo iż „Morze Spokoju” nadal uważam za tandetny tytuł, a okładka według mnie jest po prostu brzydka i odpychająca, cieszę się, że jednak zapoznałam się z tą powieścią. Zaczynałam sceptycznie nastawiona, nic godnego uwagi nie działo się przez pierwsze 50, a nawet 100 stron. Co więc sprawiło, że przeczytałam kolejne 356 i teraz piszę o tym recenzję? Sama nie wiem. To chyba jakiś urok rzucony przez autorkę.
              Zacznę od lekkiego pióra. Płynęło się przez kolejne wersy, pożerało kartki w całości! Fabuła nie była jakoś mocno porywająca ani pełna napięcia i pytań „Co będzie dalej?”. Bez względu na to miała w sobie coś, co kazało spędzać czas na czytaniu tego, co napisała Millay. Mogę przyczepić się jedynie do zbyt dużej ilości wulgaryzmów  i iście młodzieżowych wypowiedzi ( nie popadając w stereotypy), ale to nie był zbyt duży problem.
              Podczas lektury nie spotkamy się z wieloma opisami otoczenia. Ucierpiał na tym troszkę świat przedstawiony. Podobnie było z postaciami. Dokładnie możemy odtworzyć tylko Nastyę. O wyglądzie reszty bohaterów wiadomo niewiele.
               Josh i Nastya to bohaterowie, do których nie poczułam sympatii. Po prostu byli i nie przeszkadzali mi zbytnio. Postacie drugoplanowe były „płaskie” i nieco nijakie. Wyjątkiem był Drew i Sarah, którzy mieli jako taki charakter.
               Nastya momentami sprawiała wrażenie egoistycznej nastolatki. Która użala się nad sobą. Przyznam, że były chwile, kiedy mnie to irytowało. Odniosłam wrażenie, że to na niej było największe skupienie.
               Mam również nową miłość. Jest nim Drew, najlepszy przyjaciel Josha. Nie każdy go polubi, ale moje serce skradł bez dwóch zdań! To wręcz najbardziej udana postać. Och, naprawdę przecudowny, oryginalny, zabawny i jak się okazuje, nie aż taki głupi jakby się mogło wydawać.
              Przeogromnym plusem jest to, że nie ma tyle romansidła w romansidle. Bardzo się tego obawiałam, gdyż nie przepadam za romansami, a ten, choć dość nietypowy, polubiłam. Nie było mdło, więc jeśli też nie lubicie słodkiego nastroju w powieściach, to obiecuję, że w „Morzu Spokoju” go nie będzie.
              „Morze Spokoju” Katji Millay to pozycja, która zdecydowanie zasługuje na poświęcenie jej czasu. Mimo tych wszystkich uwag naprawdę skradła moje serce. Myślę, że tym, którzy raczej nie przepadają za miłosnymi wątkami (jak ja) również spodoba się ta lektura.
              To niezwykle klimatyczna, pełna mądrości i życiowych problemów książka. Chwilami trzyma w napięciu i bawi, wywiera uśmiech na twarzach czytelników.  Niesamowita i skłaniająca do refleksji. Zachęcam do przeczytania!


xoxo
M.