środa, 10 sierpnia 2016

PRZEDSTAWIAM SIĘ!, czyli wszystko o moim pierwszym filmiku

 
    Nie wiem, co mnie napadło, ale niedawno poczułam chęć, żeby nagrać swój pierwszy filmik. Na ogół jestem osobą raczej cichą i nieśmiałą, więc gadanie do kamery wydawało mi się czymś kompletnie odległym i nie do pomyślenia. Jedną sprawą jest to, że nagrałam ten materiał, drugą sprawą, która nadal mnie szokuje, jest opublikowanie go w internecie!
      Całe nagranie jest dla mnie dość wyjątkowe i odbiegające od zwyczajności. Jeżeli chcecie dowiedzieć się, jak ten cały nadzwyczajny proces przebiegał i co się wydarzyło, zachęcam do czytania!



      Już wieczorem wiedziałam, że  nagrania odbędą się przy wschodzie słońca. Tak, przy wschodzie, nie zachodzie, dobrze widzicie. Kocham ten moment rano, gdy wszystko budzi się do życia i promienieje (w przeciwieństwie do mnie, bo ja wyglądam jakbym umarła i jednak postanowiła trochę pożyć w stanie opłakanym). Nie ma najmniejszych szans, żebym wstała o 5 nad ranem, więc do tej godziny muszę sobie po prostu dotrwać z kubkiem kawy, ogarniając przez całą noc sprawy, do których nie mam po prostu serca w dzień. Uwielbiam takie noce. Spokój, nikt nie przeszkadza i można się skupić na swoim zadaniu.
      Gdy niebo już pojaśniało wszystko przygotowałam. Pomalowałam się, zamontowałam mój supersprzęt do nagrywania, składający się z telefonu (kamera), lustra (to był mój podgląd) oraz imadła (statyw). Do teraz jestem zadowolona z tego zestawu, ponieważ myślę, że całkiem nieźle to sobie wymyśliłam. Następnie rozbroiłam moją biblioteczką z niektórych pozycji a także ramki z pracami, które stanowiły dekorację mojego pokoju. Jako iż moją drugą pasją jest sztuka, w obszernym znaczeniu tego słowa, postanowiłam pokazać Wam również dwie z moich prac. Wszystkie rekwizyty były gotowe, tylko ja nie. Mój głos ledwo co wydobywał się z gardła po tylu godzinach przerwy a lekkie zdenerwowanie plątało język.
        Na rozluźnienie włączyłam sobie muzykę i trochę sobie potańczyłam w miejscu. Jakoś w połowie Uptown funk Bruno Marsa włączyłam nagrywanie i wtedy poszło gładko. Może nie go końca tak jakbym chciała, ale jednak nie oczekiwałam wiele po pierwszym filmie.
        Jeżeli macie zamiar obejrzeć mój debiut, już w tym momencie chciałabym przeprosić Was za nieskładne zdania, plątaniny językowe, przyciszony głos i za montaż. Montowanie odbyło się na telefonie, po nieudanym, długim montażu na laptopie w programie AVS Video Editor. Stąd napis w dolnym rogu. Jakość też nie jest zadowalająca, mimo że mój telefon nagrywa o wiele lepsze materiały, ale wina leży tu po mojej stronie, gdyż mogłam poczekać na lepsze światło. Mimo tych wszystkich wad, mam nadzieję, że nie będziecie zrażeni i zajrzycie jeszcze kiedyś na tego bloga, na którym być może pojawi się link do nowego filmiku. Następnym razem pójdzie mi lepiej!

    Podaję tutaj link do filmiku, gdyż nie jestem jeszcze przekonana do jego publicznego udostępnienia. Możecie czuć się wyjątkowi, ktoś, kto nie poznał bloga, nie będzie mógł obejrzeć filmu (tak z przymrużeniem oka). klik

   Jeżeli obejrzeliście efekt mojej pracy w pocie czoła, to jest mi niezmiernie miło. Chciałabym nagrywać pogadanki o różnych książkach i ich recenzje.Fajnie by było przeczytać, co sądzicie i czy jest sens nagrywać. Przyznam, że po kilku minutach ta paplanina sprawiała mi przyjemność. Poznaliście mnie z ruchomej i gadatliwej strony i z chęcią ja poznałabym Was. Jeśli macie ochotę, napiszcie w komentarzu coś o sobie!

   To by było chyba na tyle z mojego życiowego zwrotu akcji. Życzę Wam miłego dnia!
M.

2 komentarze: